środa, 15 czerwca 2016

Junak Odyssey 2016 Rumunia

Rumunia
Kraina czosnku, osikowych kołków i wampirów.
Nic podobnego, jedno jest pewne, jest to kraj pełen kontrastów.
Schodzę do jadalni i pytam gospodynię, ile mam czasu do obiadu? Odpowiada mi, że obiad jest zaraz, patrzę na zegarek zdziwiony, gdyż wyraźnie słyszałem, że o 18 i pokazuję pani mój telefon, a ona mi swój na którym jak byk jest osiemnasta. Gospodyni mówi, że to czas Rumuński, dotarło do mnie, że jestem w innej strefie czasowej.

Chwilkę poczekałem i podano wazę z rosołem, co prawda inny jak w domu, ale również smaczny, kiedy się z nim uporałem, dostałem grillowaną karkówkę, frytki z ziemniaków i kiszone ogórki. Na stole stała butelka wody mineralnej, szklanka, kieliszek i coś w karafce.
Powąchałem to coś i zajechało słabo alkoholem, pomyślałem, że to jakieś cienkie winko, nalałem do szklanki wychyliłem, przełknąłem i oczy mi stanęły w słup. Odjęło mi mowę, a chuch pewnie powaliłby konia. Ależ to miało moc. Zapytałem o trunek, w odpowiedzi usłyszałem, że to palinka. Dacie wiarę?  Coś co tak delikatnie się nazywa może powalić konia. Dobre co?
Potem już spokojnie pobierałem z kieliszka. Strzeliłem jeszcze ze trzy razy i już miałem dość, czuje, że język sam szuka drogi i przestaje reagować. Przestałem się odzywać, odniosłem naczynia, podziękowałem  i poszedłem do pokoju.
Na motel trafiłem zwyczajnie, stał przy drodze, zajeżdżam, łapię za klamkę, a tu nic, drugie drzwi, to samo, już zrezygnowany idę do Junaka, słyszę jak otwierają się drzwi, gdyby nie to, że jest dzień, ładna pogoda i nowoczesny budynek, scena jak nic przypominał tą z „Młodego Frankensztajna” tylko, że tam był stary zamek, drzwi otworzył garbaty odźwierny, a tu młoda dziewczyna, która w miarę władała angielskim.  Nie ma wampirów, przynajmniej na razie.
To był dobry moment, aby skończyć tego dnia podróż, przejechałem jakieś 250 km, więcej się nie dało, droga podobna do naszej gminnej III kategorii zimowego odśnieżania.
Po prostu nie dało się szybciej jechać jak 65 km/h a do tego górskie podjazdy, serpentyny i ciągnący się nieprzerwanie obszar zabudowany.
Kraj kontrastów, jedna wioska full wypas, chaty takie, że oko bieleje, styl iście nie europejski, jedyny w swoim rodzaju, rumuński. Jak już kogoś stać na budowanie to dom musi być wielki jak stodoła, a nawet większy, kolorowy z mnóstwem daszków, wykuszy, obowiązkowo wielka brama im większa tym lepiej. Kolorowo, tu nikt na farbie nie oszczędza, Bramy często z rzeźbionego drewna, lub ze stali nierdzewnej, wypolerowane i świecące. I tak jak medal ma dwie strony, taki tu są wioski biedne, zapuszczone, stare domy, bardziej domki, pamiętające jeszcze początki XX wieku.
Prąd, wyłączyli ponoć w całej wiosce i czort wie kiedy włączą. Mam nadzieję, że doczekam za nim pójdę spać, przydało by się naładować kamerę.
HOTEL NA Węgrzech opuściłem o świcie, klucz zostawiłem w zamku i ruszyłem w stronę Satu Maru. Coś przewrażliwiony jestem i ubzdurałem sobie, że Junak słabo ciągnie. Jak tylko przekroczyłem granicę i dojechałem do miasta zacząłem się rozglądać za serwisem motocyklowym. Nic, no kompletnie nic, zrezygnowany jadę jak mi nawigacja wskazuje, aż tu nagle mija mnie motocyklista, macham aby stanął, zjechał do zatoki, witam się i pytam o serwis. Chłopak każe jechać za sobą, dobrze mowi po angielsku, można się spokojnie dogadać,  podjeżdżamy pod sklep motoryzacyjny, tam krótka rozmowa, i nici. Mój opiekun, zaczyna dzwonić, jeden telefon, drugi, aż za trzecim połączeniem pozytywna odpowiedź, mamy podjechać do warsztatu, który specjalizuje się w naprawach i renowacji motocykli. Jedziemy przez całe miasto, kluczymy po uliczkach, w końcu wyjeżdżamy na rogatki miasta, skręcamy w boczną uliczkę i po chwili jestem pod warsztatem Sibiu, tak ma na imię właściciel. Mechanik każe poczekać sam nie chce podjąć, żadnej decyzji, mój wybawca żegna się ze mną, serdecznie mu dziękuję, robimy pamiątkowe zdjęcie i zostaje sam pośród nie znających angielskiego Rumunów.
Nie ma to jak po całym dniu na motocyklu wziąć gorący prysznic.
Na Sibiu nie musiałem długo czekać, obejrzał z zaciekawieniem Junaka, posłuchał moich obaw i zaproponował aby zdjął wszystkie graty i zrobił test na drodze.
Co fachowiec to fachowiec, oczywiście Junak gnał jak dziki, i nic dziwnego, że ma lekką zadyszkę ze mną i całym majdanem. Obyło się bez rozbierania i sprawdzana zaworów, od Sibiu dostałem telefon z prośbą, że jak by co to on ma kolegów w całej Rumuni i jak trzeba to pomogą. Po raz kolejny zadziwia mnie, życzliwość i chęć niesienia pomocy przez całkiem obcych ludzi.  Sibiu serdecznie pozdrawiam, wiem, że będziesz śledził moją wyprawę.
I tak pożegnałem Satu Mare i ruszyłem w kierunku Borca. Jutro wąwóz Bicaz. Pozdrawiam z Rumuni.

Wyprawę napędza AlMot właściciel marki Junak.

Kamerę i aparat na wyprawę udostępnił Salon Sony w Riviera Gdynia

Torby motocyklowe oraz blokadę na tarczę od AGM - Torby i akcesoria motocyklowe

Kamerę sportową S70 wraz z akcesoriami AEE POLSKA 

Kurtkę oraz spodnie na wyprawę udostępniła

























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kultura wypowiedzi nic nie kosztuje, zachęcam każdego do pisania komentarzy. Jeżeli jednak zamierzasz czepiać się błędów ortograficznych, chcesz komuś "dokopać" tylko dla tego, że zupa była za słona lub wściekasz się gdyż ktoś ma odmienne zdanie, a twój zasób słownictwa ogranicza się do przekleństw, to licz się z tym, że komentarz może zostać usunięty.